niedziela, 27 października 2024

R

                                 (dla K.P.)

Nikt tego nie wymówi inaczej,
nawet, gdy milczysz
- daleko, jak zawsze,
czuję delikatny powiew każdego słowa.

Miałem miskę pierogów, podaną pod nos.
Nawet nie spróbowałem,
a teraz spokoju nie daje mi myśl
o tym jak mogły smakować
i czy wiedziałbym, jak delektować się
każdą ich odrobiną.

Nie wiem i nie dowiem się nigdy.

Pojęcia nie mam jak całuje się takie usta,
czy mógłbym dotknąć pierś,
wejść głęboko, nie zadając bólu.
Tak by to była miło wspominana wycieczka.

Przez te same lasy, po których dawno temu
mnie prowadziłaś.
Gdy wiatr układał twoje włosy,
gdy nie mieliśmy jeszcze zmarszczek,
a nasze życiorysy były pisane na białych kartkach.

Potrzebowałem pół wieku, by móc to powiedzieć.
Tyle lat, a człowiek wciąż głupi.

Popatrz na tę czarną tablicę zapisaną kredą
- jak łatwo to zetrzeć lekko zwilżoną gąbką
i napisać nowy tekst… Biały na czarnym tle.


27 październik 2024

środa, 31 lipca 2024

Winnica (wiatr za wiatrakami)

                                                                                                                   (dla A.M.)

Witaj moja mała przyjaciółko.
Drwij sobie z prognozy pogody
i pewnie masz rację, bo nie wiedzą nic,
czego wcześniej byśmy nie wiedzieli.

Deszczu z tego nie będzie - tylko łzy,
a i tak nie za wiele, bo nie ma za czym.

Słońce udaje przyjaciela, ale to taki
kłamczuch, który ma swój własny cel.
Ale czy nie udajemy bardziej, niż on?

Wczytaj się w słowa, które zostawiłem
wtedy, gdy zapomniałaś swojej koszulki.
Mam kilka kwiatów w dłoni - dla Ciebie.

Teraz się baw na autostradzie do Holandii
- czekają tam, a ja czekam tutaj,
bo być może to wszystko zrozumiesz.

Spleć jeszcze raz te warkoczyki przede mną
- jak wtedy - z gumką w zębach - pamiętam.

Musujące wino, ławeczka, piwko i seria
telefonów o trzeciej/piątej nad ranem…
[...]
Tylko po co było ostrzu dotykać ciała,
dręczonego koszmarami z dzieciństwa?

***

Witaj moja mała przyjaciółko.
Słońce już się nie wznosi - opada.
Burza drzewa rwie z korzeniami.

Wiatr unosi kolory w nowym świecie,
nieznajoma nuta zmysłowo gra.

Zbuduj swój mały domek zielony,
gdzie wszystko samo wpada w dłoń
i jeśli gdzieś się pogubiłem - odpuść.

Nocą dobrze śnij, za dnia w karty graj.


29-31 lipiec 2024

niedziela, 7 lipca 2024

W rzeczy samej

                                                       (dla Ewy)

Płynę jak Wisła przez Ciebie Polsko,
przez Bałtyk do oceanu,
a potem już chcę znaleźć wyspę,
na której osiądziemy, by wieczorami
szukać spadających z nieba gwiazd.

Mosty, które budowałem rozsypały się,
a oceany zalewają nie te lądy
- pomyliłem się.
Europa powoli staje się Azją.

I zostaje czekać tylko na kasztany,
które każdy z nas będzie zbierać z osobna
i ucieknie nam ten cały piękny czas.

Patrz: bażant, lis, zając… I grzyby
- rosną mimo suszy, a mówiłaś, że nie będzie.
Są tylko temu, że pragnąłem je znaleźć.

Ziemia odrywa się od siebie - Afryka dzieli się
na dwa osobne kontynenty.
Geografia umiera, bo świat od nauki jest silniejszy.
Zostaw to i posłuchaj tego, co masz głęboko w sobie

W rzeczy samej.

Był pewien Indianin i śmierć, której smak ust
pamiętam do tej chwili - umarła.
A ja byłem alchemikiem i zielonym czarodziejem,
a dziś stąpam po kamieniach - twardych,
jak całe ostatnie pierdolone pół stulecia.

Miejsce sikorek zajęły zdradliwe sroki.
Co znaczy, gdy są dwie, trzy, cztery?

Widzisz, jakie to wszystko zagmatwane?

Czas napić się kawy - wstać i zsunąć włosy z buzi.
Czas biec - przed siebie po saskich ogrodach.
Czas zapomnieć o błędach, o  małych sprawach
i o tych małych ludziach, w naszym wielkim świecie.

Czas wstać Polsko i otrzeć krople potu z czoła,
bo nikt Ci ręki nie poda, a mnie niemal nie ma.


07 lipiec 2024

wtorek, 18 czerwca 2024

Kłaniam się przed Tobą Polsko, jak te brzozy podczas huraganu

Wydawało by się, że jestem drogą
biegnącą wzdłuż krętej linii,
że śnię dotykając najintymniejszych ran,
jakich doznawałaś od carów i cesarzy.

Wydawało by się, że ów kamień,
który właśnie podniosłem jest…
Jest milionem wspomnień, koralem,
śladami pierwszych płazów, gadów
i człowieka wydobywającego krzemień,
na grot i na ostrze noża.

Żubr i stado wilków, i ryś polujący
pomiędzy szczytami obecnych Beskidów,
i bursztyn w dłoni - żywiczny znak czasu
skrywający nektar i pyłki kwiatów
jakie tylko Bałtyk pamięta.

Dęby - jak Bartek, wspominający królów,
co pod nim spoczywali, i brzozy
pochylone pod ciężarem cierpień
jakich doznawałaś przez zabory i okupacje.

Kłaniam się przed Tobą Polsko
- niewiasto coś się nie dała sprzedać.
Dziewicza, jak te wszystkie lasy
na twoim nagim ciele, jak sosny i modrzewie.

Wisła i Odra niosą krew z południa ku północy.
W piaskach na ich dnie spoczywa tyle wspomnień
- mężczyzn umierających za dzieci i ich matki,
ojców, ale i barbarzyńców, co córki gwałcili.

Jeziora są pełne łez, w których zabrakło soli,
tę pogrzebałaś zbyt głęboko w ciele ziemi.
W Wieliczce… I zbudowano tam ołtarze bogom,
ale zapomniano o ziemi ojczystej - o Tobie.

Jak te brzozy podczas huraganu - chylę się ,
całując pierścień, nadany podczas chrztu,
przyjmując białą lnianą chustę niewinnej panny.

Wydawało by się, że jestem tylko wiatrem
- podmuchem pomiędzy konarami drzew,
a jednak zostawiłem za sobą słowo,
po którym kolejnej nocy przed snem
starannie zamkniesz okna i drzwi.

18 czerwiec 2024

niedziela, 14 kwietnia 2024

Calimero

                         (z dedykacją dla Ani)

Kocham też ziemię, która dała mi synów
i Sienkiewicza, co zawsze pyta, gdzie zmierzam.
*

No i w końcu zbliżyłem się do czegoś więcej,
niż tylko twarda i zimna skała, i dzikie bzy,
a nawet moje ukochane kwiaty jaśminu.

Ogień i woda szeptały, że to nie może się stać.

A jednak coś poplątało nici kłębków, co
przypadkiem znalazły się obok siebie
i zaczął się malować miły sercu wzór.

I pękł - równie nieprzewidywalnie, jak powstał.

To że świeci słońce, nie znaczy, że nie rozpada
się wspierany wichurami deszcz z gradem,
łamiący konary najsilniejszych z drzew.

To nie dla mnie, by biwakować wśród kwiatów
różowej magnolii, na kocyku, z kawą, owocami,
oddechem na policzku i smakiem nie tylko ust,
ale tego, co człowiek skrywa w najgłębszym środku.

Tu nie ma ani matematyki, ani praw grawitacji.

Nawet moje dzieci wiedzą, że nie mogę patrzeć
za daleko w niebo, by znaleźć tę jedyną z gwiazd.

__________________________
* "Wietrznia" 26 sie. 2022
14 kwiecień 2024

niedziela, 5 listopada 2023

Gabinet 49/23

Nie wszystkim ciałom
dane jest bawić się grawitacją,
przyciągać
i tańczyć wokół jednej osi.
*

Kawa nie pamięta już cynamonu,
kieliszek - wytrawnego wina,
a jaśmin obmywa zimny deszcz.

Nawet duchy wyniosły się
z miejsca pod parapetem
i wyniósł się też świerszcz.

Tylko wiatr bawi się gałęziami
złotej jeszcze brzozy i płomykiem
dopalającego się znicza.

Czarne opium i czyste szkło.

Słońce - tak bardzo blade,
jakby już nigdy nie miało
rozpalić uśmiechu
na zmęczonej życiem twarzy.

Uciekam
wtapiając się w obojętne tło.
*

__________________________
* "Astrofizyka" 28 wrz. 2016

05 listopad 2023

sobota, 16 września 2023

Negatyw gwiazd

Lato przeminęło bezpowrotnie.
Bobry na Sufragańczyku
reperują nadgryzione zapory,
a grzyby pochowały kapelusze
pod spadającymi liśćmi.

To już czas długich wieczorów,
kartek do zapisania, herbaty
z jaśminem, albo bławatkiem,
kadzidełek i zapachowych świec.

A wydawałoby się, że pióro
zaginęło gdzieś w gąszczu
niewygodnych wspomnień
i trunków kolorowej maści.

Nic bardziej mylnego
- dusza nie umiera nigdy.
Nawet po śmierci pląsa się
pomiędzy punktami życia,
drzewami i kątami pustych sal.

Kasztany i orzechy popękają,
słońce położy się ku linii
odległego horyzontu,
by po trzech dniach wzejść.

Jednak to odległy czas
i zbyt krótkie mam ręce,
by móc go już dosięgnąć.

Biały puch nie okrył jeszcze
igliwia leśnego runa,
wiewiórki nie poszły spać,
a ja nie kupiłem zapasu wosku.

Póki co, nasłuchuję tylko
przez uchylone jeszcze okno
nuty spod parapetu - niech gra.
Zamienię ją w korale słów.
- czarnych na bladym pergaminie.

16 wrzesień 2023