z
dedykacją dla Sławomira ‘Plezantropa’ Majewskiego i Wojciecha
‘Irydosa’ Mazura
Operą
nie słowo na pięciolinii i nie ocean
poza
granicami Polski.
Pamiętasz
Przyjacielu ten czas?
Piwo
rodzime, Irydos, burza za oknem w Gdańsku,
Ty i
ja.
A
kiedy Aleja Grunwaldzka tonęła,
i
parasol tkwił w piersi jakiegoś nieszczęsnego kierowcy,
malarz
zabrał poetę na łono rozdziewiczonej, porzuconej plaży.
Rotterdam-tenor
milczał zniewolony,
zaś
akt nieskończony trwał
(tak
po dziś północny brzeg ojczyzny gra).
Pochyliłem
się w ciszy wiatrom,
morzu
i spokojnie nucącym falom.
Dłoń
zanurzyłem w piasku pokrytym muszelkami,
szukając
ukrytych nut - na próżno.
Drżenie
palców obudziło jantarowe dzwoneczki
i
kropelki wody, tulące się do ziarenek kruszcu.
Opera
polskiego Bałtyku nie ma scenariusza,
kartek
słów i nut - żyje, pulsuje i dźwięczy,
wystawiając
na scenie obrazy narodowej tragedii.
Ballady
marzeń o państwie czystym jak jeziora
z
czasów pierwszych Piastów i wielkiej
jak
obfite w żubry bory Jagiellona.
Pamiętasz
Przyjacielu ten czas?
Piwo
rodzime, Irydos, burza za oknem w Gdańsku,
Ty i
ja.
A
kiedy wróciłem pod ręcznie heblowaną antresolę
i
piłem z wami wódkę, znałem już tajemnicę obrazów malarza.
I
tak jak on pędzlem i farbą, ja słowem wracam
do
śpiewu Bałtyku o naszej Polsce.
I
nie będą mi śpiewać Litwa, ni stepy Akermańskie,
ale
woń morza od Gdańska do Świnoujścia,
wierzby
parków lubelskich, kosmos odbity w Jeziorze Wulpińskim,
Czorsztyńskim,
woda Wisły spod Grudziądza, Krakowa
i
śląskie familoki stojące pod zamkniętym szybem kopalni.
Bo
nie uciekłem nad Tamizę, gdy zdradliwy komornik
zabrał
ojczyźnie ostatnie skarby,
za
które miała kupić dzieciom chleb.
Jestem
tu, w Kielcach, stoję na łonie Wietrzni
i
piszę wiersz...
15 Sty. 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz