niedziela, 20 stycznia 2008

Indianin zna los poety

Karuzela czterech ścian wirując cofa czas;
krystalizuje się, by wyświetlić chwile od teraz do przedtem.

Znikają przestrzenie, w których mogłem tańczyć,
powietrze robi się lepkie, bolą płuca,
Omdlałe serce traci zmysły, a z żył...
Z żył ciekną kwiaty na nagrobną płytę.

Poetę położono w trumnie, ciało pędzi autostradą;
na poboczu Indianin pokazuje palcem kurwy
- jestem każdą z nich, sprzedawałem się tyle razy.

W źródle światła leży kobieta, ukrzyżowana
na MOIM marmurze, z dłońmi przybitymi słowem.

MOIM SŁOWEM!

Drży, chce pisać i rodzić kwiaty. Przygnieciona
MOIM zwierciadłem nie sięga pióra i atramentu.
Nasiona usychają, dąb w ogrodzie więdnie.

WIĘDNIE NAWET WODA.

Zły zegar zliczył wszystkie dobre chwile
i każe sobie za nie płacić, raniąc każdego
kogo dotknąłem, kto tylko na mnie spojrzał.

MUSZĘ SIĘ ZABIĆ.

Ciało oddadzą poecie, kurwy zejdą z pobocza,
Indianin położy się spać, a kobieta napisze wiersz.
20 styczeń 2008