środa, 25 września 2013

Ciało i krew

Paranoja pulsuje w czaszce,
rozkłada giętkie ramiona,
krzyczy i zagłusza rzeczywistość...
*

Skłócony z zegarem nocy, troską i zrozumieniem,
których nie pojmuję, stoję przytłoczony, stłamszony,
sam. Żona, matki, matek matki, kochanki z pamiętnika
i ta pustka - biała, bezcielesna - naga proza i wiatr.

Święta ruda panno bez walorów kobiecości,
co czytasz moje usta z ekranu monitora,
powiedz mi wierszem prawdziwym,
gdzie drzwi, dzwon, kur, światło w tunelu?



Złote obręcze, dzieci łączące dłonie rodziców,
słowa, słowa, słowa... - Gorzkie i jadowite
jak chleb powszedni, szklane noce i jesień
- pierdolona ballada.

Jezus z niskiej półki - in out - ciało i krew
identyczne z naturalnym, tyle że fitness, euro i eko.
Supermarket na ołtarzu i Pan Bóg na wyprzedaży
- oryginalny - dla Izraela wyprodukowany w Chinach.

Choć patrzę oczami dziecka, nie mogę być sobą,
bo jestem synem, mężem, ojcem, dziwką ukochanego pracodawcy,
oddanym patriotą (wstydzę się narodu) i chrześcijaninem,
produktem korporacji dla korporacji.

Nie mogę oddychać, umrzeć.
Duszę się gwałcony obrazami z zewnątrz.
Pęcznieję, puchnę, rodzę i wylewam czarne mazie.
Obraz się deformuje - metafory.
To już było.*
________________________________________
25 wrzesień 2013

piątek, 20 września 2013

Poza granicami

Czasem uciekam za lustro
odlane z nie-bałtyckiego jantaru
i patrzę,
i widzę,
i...*

Wiem, że rozsypujące się dłonie
nie trzymają już pióra z takim samym temperamentem
jak wówczas, gdy byłem milionem słów,
wagonami plew i perłą w ustach.

Kloszardem błądzącym po odrodzonym ciele Polski.
Wieszczem, piórem, kochankiem i zakochanym.



WEJDŹ DO MNIE, SŁUCHAJ I MILCZ*

Nie czytaj mnie ubranego w słowa, znaki, znaczki, przecinki.
Nie szukaj pierwowzorów, warsztatu i naśladownictwa,
mody, trendów i ram zamykających obraz w typowej dla siebie epoce.

BO JESTEM TOBĄ

Bo jestem Gdańskiem, Warszawą, Lublinem, Krakowem,
Kielcami, Żorami i wsią, której nazwę niekoniecznie pamiętam.
Jestem kamienicą i drewnianym domem, oknem i za oknem.

Bo jestem wierszem, który właśnie czytasz.
Literą nieograniczonego prawa.



Zmęczone plecy nie unoszą dumnie spojrzenia
- wolę patrzeć w stopy, będące moim przewodnikiem,
palce dłoni wbijające w klawiaturę skrawki codzienności
i słowa nie zapisane, a jednak istniejące pomiędzy każdym z wersów.

...potem wyrywam obrazy z oczu,
by rozłożyć je na dalszych kilometrach stołu
- ktoś przeczyta, znajdzie siebie,
matkę, ojca, brata.
*
____________________________
* "gabinetluster" 09-10 Lis. 2007
 
** Wiersz zajął III-cie miejsce w etapie międzyforumowym
Międzyportalowego Konkursu Poetyckiego "Pukają do nas"
17-20 wrzesień 2013

środa, 4 września 2013

Ballada wrześniowa

Karuzela czterech ścian wirując cofa czas;
krystalizuje się, by wyświetlić chwile od teraz do przedtem.
[...]
na poboczu Indianin pokazuje palcem kurwy
- jestem każdą z nich, sprzedawałem się tyle razy.
Marek Olszewski - "Indianinzna los poety" - 20 sty. 2008

Czas ucieka na wstecznym biegu,
węgiel bieleje, tracąc czar i powab,
zmierzch, świt, północ i południe
- jednakowo płytkie i bezsenne.

WIĘDNIE NAWET WODA

Polska kapituluje pod naporem paktu,
poeta ginie, spoglądając ku niebu,
gdzie Ojciec, wiara i zobowiązanie.

Kurwa nie nie rozdaje pocałunków i nie płacze,
poeta łzy zamienia w słowa, słowa w wiatr.

Naród wzywa patriotę, opera gra,
nuty wgryzają się w blade usta,
ziemia przeradza w proch...

Pióro, nietoperz, stara sowa
- gangrena złotego kręgu.
1-4 wrzesień 2013