sobota, 10 listopada 2007

Gabinet luster

Szaro-szary gabinet z lustrem weneckim
rozlanym po ścianach i świadectwami.
Siedzę z podniesioną głową
na krawędzi stolika-autostrady.
Stanowiska czekają na pośladki.

Czasem ktoś przysiądzie
i zerknie na wyłożone noty biograficzne;
kilku gości zostawiło wizytówki,
znacząc rezerwację parceli
- stanowią element układanki,
rozpisywanej co jakiś czas
w formie słupka dzielonego na wersy.

Czasem uciekam za lustro
odlane z nie-bałtyckiego jantaru
i patrzę,
i widzę,
i...

...potem wyrywam obrazy z oczu,
by rozłożyć je na dalszych kilometrach stołu
- ktoś przeczyta, znajdzie siebie,
matkę, ojca, brata.

JAKIE ZNACZENIE MA OFIARA SŁÓW POETY,
WOBEC SŁOWA OTWIERAJĄCEGO SIĘ W GŁĘBI
DUSZY ZWYKŁEGO ŚMIERTELNIKA?

POETA JEST TYLKO NOŚNIKIEM
SŁOWA SAMORODKA.

Nie przygotowałem deseru autografów,
by częstować konserwami bez zawartości.

Lustra gabinetu odbijają echa słów,
których strzępy układają się na stoliku,
niczym liście jesiennych drzew.

WEJDŹ DO MNIE, SŁUCHAJ I MILCZ.
09-10 listopad 2007